Mrożek-wróć!
W dzisiejszym "Dodatku Kulturalnym” do Dziennika artykuł na temat, który mnie intrygował od dawna. Mianowicie, dlaczego, oh, dlaczego, nie mamy współczesnej rodzimej literatury emigracyjnej? Zaczytujemy się w jakiejś, zupełnie obcej kutrowo Zadie Smith, nosimy-cudze- „Brzemię rzeczy utraconych”, a o swoich ciężarach i bolączkach ani dudu?
Konkluzją autora jest propozycja, by kogoś zdolnego wysłać do rzeczy opisania - oczami wyobraźni widzę, jak się palcem we własną, wypiętą klatę przy tym dźga. Mnie się natomiast zdaje, że przyczyna jest zgoła inna. Taka Smith czy Desai to emigracja z kolejnego już pokolenia, które trudy stabilizacji materialnej ma za sobą, i może się spokojnie i uważnie roztkliwiać nad swoja tożsamością kulturową i społeczną. Nasi współcześni emigranci niestety, wszystkie życiowe – w tym i twórcze - siły zużywają na utrzymanie się na powierzchni. Ktoś, kto przez dwanaście godzin pakuje sardynki w puszki (to przez obrazki Chichiro mi się taki przykład nasunął), nie będzie miał siły i chęci na to, by snuć wieczorem błyskotliwe refleksje na temat życia na obczyźnie. Pytanie, czy są też jakieś inne, bardziej złożone powody. Tylko, że tu liczę już na Waszą podpowiedz.
Myślę że z czasem znajdą się osoby które będąc poza granicami zaczną coś pisać z ich puktu widzenia.
Harley- masz racje, ale raczej mialam na myśli jego "Emigrantów'-którzy do dziś sa aktualni. I nikt nie potrafił jak dotąd Mrożka przebic w trafnosci ujęcia tego obrazu.
Dodaj komentarz