Dzieciaki w szkołach pewnie już zatemperowały ołówki, obwąchały nowe zeszyty i co rusz wzdychają. Mogę się założyć, że jedno z najcięższych westchnień miało miejsce na polskim po otrzymaniu listy lektur. Tymczasem, wstyd się przyznać, autorka tego bloga z radością i zniecierpliwieniem oczekiwała na nadejście TEJ CHWILI. I chyba nie zdarzyło mi się ominąć ani jednej zalecanej książki podczas mojej uczniowskiej kariery. Bez obaw, nie byłam aż tak pokręcona, żeby z entuzjazmem podchodzić do każdej z nich. Jeszcze teraz krzywię się na myśl o „Nad Niemnem” czy „Odprawie Posłów Greckich”. Ale nie o udrękach chce tu mówić. Wolę poopowiadać o lekturach dających frajdę w czytaniu, które gdyby nie tzw. „obowiązek szkolny” (cóż za straszna fraza!), prawdopodobnie nie zawędrowałyby do mojej biblioteczki nastolatki. Oto
i one:
J. Słowacki „Balladyna”- To przede wszystkim cudowna baśń, z lekką nutą historii kryminalnej. A powiedzenie „cóż to za stworzenie z mgły i galarety” weszło na stałe do mojego słownika domowego.
B. Prus „Lalka”- Co za wspaniały portret Warszawki XIX wieku! Choć poczynania biznesowe Wokulskiego były dla mnie czystą abstrakcją ( do dziś nie rozumiem na czym polega weksel, będący jednym z głównych bohaterów tej powieści), to historia miłosna, wygłupy studentów czy wreszcie opis towarów znajdujących się w sklepie budziły mój niekłamany zachwyt i nostalgię.
R. Rolland ‘Colas Breugnon” – Jak ten wesoły pijaczyna wtoczył się na listę lektur nie mam pojęcia. Ale zrobił to ze swadą i dał mnóstwo radości prawie całej mojej klasie.
A. Camus „Dżuma” – Jedyna sensacja na liście. Obrazowe opisy zarazy nie pozwalały na podjadanie podczas lektury. Za to paznokcie mieliśmy przy niej zgryzione do krwi.
R. Bratny „Kolumbowie. Rocznik 20” –Choć lekturami wojennymi byliśmy naprawdę przekarmieni, to o losach naszych prawie rówieśników czytaliśmy z wypiekami na twarzy.
M. Kuncewiczowa „cudzoziemka” – Moja chyba najukochańsza lektura szkolna. Ach, jaka ta Róża była barwna, nieszczęśliwa i jednocześnie niepokonana! Do dziś pamiętam jej sweter w srebrne skrzydła i mam słabość do ekscentrycznych starszych pań.
M. Dąbrowska „ Noce i dnie” - Studium kobiety zawiedzonej. Bardzo dokładne i malownicze. Przy okazji można było się dowiedzieć, jak człowiek sam siebie może unieszczęśliwić, czyli lektura ku przestrodze.
Na koniec dodać tylko należy, że do dziś poszukuję list lektur obowiązkowych. Stąd słabość do wyzwań czytelniczych, które dostarczają okazji do poczucia miłej udręki nakazu czytelniczego.
Zresztą, lista lektur w znacznej mierze zależy od nauczyciela, jeśli chodzi o pozycje "nie obowiązkowe", bo na przykład z tej Twojej listy przerabialiśmy w szkole tylko 3 książki.. Lalkę, D
ice: ja przeżywałam istne katusze przy trylogii i za nic nie mogłam zrozumieć zachwytów znajomych moich rodziców, ktorzy mi zazdrościli "pierwszego czytania". Nie mogli nam kazac czytac takiej Rodziny Połanieckich?
Inblanco:Zeromski był jednym z moich najbardziej znielubianych autorów. w ogole nie przepadałam za pozytywizmem, tym poczuciem straszliwej porażki, jakim był przesączony.Natomiast Konwicki to jeden z tych autorów, których nie należy czytac przed trzydziestką. Wcześniej znudzi. Teraz zachwyci;) A Dzieci z Bullerbyn to hit wszechczasów! Chyba nie słyszałam o osobie, która by tej ksiażki dobrze nie wspominała:)
- "Robinson Kruzoe"
- "Kamienie na szaniec"
- "Cudzoziemka"
- "Lalka"
- "Nad Niemnem" (zdaję sobie sprawę, że to raczej ewenement: niewiele spotkałam osób, które lubiłyby tę książkę;)))
- "Quo Vadis"
- "Pani Bovary"
- "1984"
no i zdecydowany faworyt: "Dzieci z Bullerbyn"
Ciężko czytało mi się Żeromskiego a "Mała apokalipsa" sprawiła, że zniechęciłam się do Konwickiego na długie lata. Zupełnie niepotrzebnie, jak się okazało :)
no moze potop, ale ja zawsze wolalam gombrowiczowskie klimaty;]
Dodaj komentarz