podobny
Najlepszy na pierwsze przeczucia jesieni jest Woody Allen. Co zrobić, gdy w kinach go brak? Jako dziecko wychowana na erzacu, mogę poradzić jedno: rozejrzeć się za produktem zastępczym. Ostatnio trafił mi się całkiem niezły. Paryż równie uroczy jak NYC, Julie Deply też nic nie brakuje, zwłaszcza, gdy na nosie ma Allenki (okularki-szał ciał modowych i blogowych), pod pachą ściska kota i prowadzi dyskusje z zazdrosnym narzeczonym hipochondrykiem. Jest nostalgicznie i neurotycznie . Prawie jak u Allena. Dialogi palce (uszy?) lizać, perypetie uczuciowe programowo zawiłe. Jest nawet nadopiekuńcza mamuśka i rubaszny tatko. No i oczywiście szok kulturowy Amerykanina w Paryżu – zawsze zabawny.
Jako miłośniczka „Annie Hall”, „Przed wschodem słońca” i „Życie i cała reszta”, mówię z ręką na sercu, że każda chwila spędzona na tym filmie dała mi wiele radości. Łącznie z obserwacja ciuchów i mieszkania głównej bohaterki, przysłuchiwaniem się jej łóżkowym rozmowom z Bojem-frendem, czy przeglądaniem galerii dziwacznych postaci, z aniołem antyglobalistą na czele ( kto widział ,wie o co mi chodzi i pewnie podzieli mój zachwyt epizodem w McDonald). Jeszcze tylko gdyby tak narzeczonego vel Boja grał Woody! No ale przecież nie można mieć wszystkiego. Zwłaszcza gdy i tak otrzymuje się bardzo dużo.
Mowa o:
Z tym angielskim to faktycznie jakies bzdury opowiadała, ale może młoda była i głupiutka wtedy. W kazdym razie jak lubisz Julie i "przegadane" filmy, to "Dwa dni" polecam :)
Phi!
Ale już jej to zapomniałam :)
Dodaj komentarz