moonwalker
Pora niczyja, choinka uwiędła, śnieg prawie też. Chciałoby się bliżej słońca, a jak nie, to gdzieś tak- może na księżyc? Dlatego pomyślałam sobie: no to niech mnie Pan Auster na drogę mleczną zawiedzie, przy srebrnej bramie postawi i pokazuje cudeńka z innego świata. A tymczasem pan Auster szykował mi siurpryzę, chichotał wręcz dmuchając swoja prozą w nos, wodząc nie po świetlistych szlakach gwiazd, ale po śladach młodzieńca, co to faktycznie spadł z księżyca prosto na ulice NYC lat 60 tych. Nie dość, że chłopiec zdaje się być nie z tego świata, to jeszcze ma dziwny dar, negatyw tego, jaki miał Król Midas: zamiast zamieniać otoczenie w złoto, wszystko czego się tknie obraca w perzynę, pył rozpaczy szarej. Niejaki pan Fogg, bo o nim tu mowa, jest sierotą wychowaną przez sympatycznego wujka,. Niestety wkrótce zostaje osamotniony powtórnie, i gubi się w świecie całkowicie, błąkając się z topniejacym zasobem gotówki po Central Parku. W ostatniej chwili wyciągają go z opresji przyjaciele. Nie oznacza to jednak, że bohater faktycznie jest uratowany. Znajduje bowiem pracę jako towarzysz dziwacznego staruszka, który opowiada mu niesamowitą historię swojego życia, z kulminacją akcji na pustkowiach Utah. I tu się rozmarzyłam: Monument Valley, nieludzko wielka, z niezwykłymi, nie z tego świata Indianami Navajo, którzy na tym pustkowiu sprzedają swoje rękodzieła, czerwone piaski pustyni, dziwaczne formy skalne, to wszystko faktycznie wygląda jak inna planeta, i do dziś nie mogę wyjść ze zdziwienia, że dane mi było to na własne oczy obejrzeć. Chrzanić Nowy York, Las Vegas, czy jakieś tam Chicago, to jest właśnie ta część świata, którą naprawdę warto w tej całej Ameryce zobaczyć, wpatrzyć się w nią, i już na zawsze zatrzymać w pamięci. I za tę podróż sentymentalno – wizualną jestem panu A. Bardzo wdzięczna. Za resztę mniej, bo nieuchronność, z jaką bohater jego książki ściąga no siebie nieszczęśliwe przypadki wpędziła mnie w stan co nieco depresyjny. I nawet finał nie przyniósł mi ukojenia, bowiem Fogg podążając śladami opowieści starca nie dociera nigdzie, autentyczność jego historii staje się równie niemożliwa do sprawdzenia, jak autentyczność człowieczego spaceru po srebrnym globie.
mowa o: