dawno temu w Australii
Żałuję, ze nie sięgnęłam po tę książkę podlotkiem będąc. To piękna powieść dla panien, w której urocze pensjonarki świergoczą radośnie przy poprawianiu falban białych sukien i nakładaniu kapeluszy. Pierwsze strony powieści bowiem przenoszą czytelnika do atmosfery jakby zaczerpniętej z „Małej księżniczki”, z posagową przełożoną i trzpiotliwymi dziewczętami. Jednak im bliżej jądra historii, które stanowi tytułowy piknik, atmosfera robi się bardziej senna, marzycielska, tajemnicza. Czytelnik wręcz czuje rozleniwienie letniego popołudnia spędzanego na pachnącej łące. Sielanka przeradza się dramat nieśpiesznie, prawie niepostrzeżenie, tak jak cieżko jest dostrzec ruch cieni sunących za słońcem.
Jest doskonale oddana uroda przyrody, nieznanego lądu, jakim jest Australia. Lądu o którym marzę, odkąd udało mi się zobaczyć niesamowity film będący ekranizacją tej książki. Przy czytaniu byłam zdumiona, jak bardzo film oddawał amtsoferę książki, jak cudownie Peter Wier oddał zarówno urok jak i smutek tej powieści.
Do końca książki nie dowiadujemy się co przydarzyło się trzem dziewczętom wspinającym się w letnie popołudnie na Wiszącą Skałę. Podobno autorka w wersji pierwotnej zamieściła rozdział wyjaśniający, ale za radą wydawcy usunęła go z wersji ostatecznej. I chyba była to decyzja słuszna, bo dzięki temu silniej do czytelnika przemawiają poboczne wątki powieści, czy symbolizm wiszącej jak fatum skały.
Natomiast dla kogoś, kto łaknie jednak rozwiązania zagadki, dobrą nowiną będzie informacja, że w dwadzieścia lat później opublikowano brakujący rozdział wyjaśniający, pod tytułem „The Secret of the Hanging Rock”.
Z wyjaśnieniem czy bez, książka ta stanowi idealną lekturę na upalne popołudnie.
mowa o:
foxinaa: Widze ze postąpiłaś o wiele rozsądniej ode mnie i zabrałas sie za tę książkę we właściwym czasie. Wierze ze na nastolatce musiała zrobić ogromne wrażenie.
Padma: tez sie tego bałam i dlatego odwlekałam przeczytanie ksiazki tak długo.Film w tej chwili juz słabo pamietam, raczej wspominam wrażenie jakie na mnie zrobił. natomiast ksiazka, choc nieco trąci myszka, jest całkiem niezła. Myślę nawet, że można ją zaliczyć do klasyki, o której wspominasz u siebie na Blogu :)
PS. A lasy australijskie rzeczywiscie wygladaja tak, jak ten przedstawiony w filmie (przynajmniej ten las z drzewami eukaliptosowymi, w ktorym bylam w Blue Mountains).
Dodaj komentarz