"Książkowcy" jak jeden mąż notkują o Noblu literackim. Zresztą często przepisując informacje z gazet czy googlowców, bo postać autorki nagrodzonej jakoś u nas mało znana jest. I dlatego, z braku wrażeń i opinii własnych,  zdecydowałam się pomilczeć na ten temat, bo nigdy się z tą pisarką nie zetknęłam. Miałam szczerą ochotę zawrzeć znajomość dzisiaj, ale okoliczne księgarnie zdają się bujać w innych światach , gdzie nagród literackich nie dają, albo dzielnie je lekceważą. W ramach takiej  właśnie akcji- ignorancji wczoraj natknęłam się w jednym z domów wydawniczych  na ...Dzień Chiński! Obchodów absolutnie nie prowadzono w formie kampanii informacyjno-handlowej na rzecz literatury Państwa Środka. Tylko jakieś dziewcze blond w lśniącym szlafroczku ubranym na dżinsy rozdawało chińskie ciasteczka. Wewnątrz była karteczka z wróżbą. I wtedy mnie olśniło, ze być może jest to nowy sposób na przyzwyczajanie klienta do słowa pisanego- w małych i lekkostrawnych dawkach. W ten sposób, pokrojona w cieniutkie paseczki, apetycznie zawinięta w smaczne ciasto, niejedna lektura mogłaby się okazać się łatwiejsza do przełknięcia. Dajmy na to taki „Trans-atlantyk” w słonych muszelkach z kruchego ciasta, albo „Pociągi pod specjalnym nadzorem” w puszystych knedliczkach... Mniam!