Hello Mrs. Brown
„Będzie mi pani brak, Mrs Brown!
Karmiłaś mnie, prowadziłaś mnie,
Dawałaś mi wszystko, co chciałem,
Ale teraz już jesteś poza nami. I będzie mi ciebie
brak, droga pani Brown.”
„Lato przez zmierzchem” D. Lessing, strona 81
Panią Brown po raz pierwszy spotkałam lata temu. Miała męża, pana Brown, parkę udanych dzieci: Jane i Toma, oraz psa. Przebywała na stronach mojego podręcznika do języka angielskiego i była daleką krewną naszej pani Kowalskiej. Doris Lessing przedstawiła mi ja w postaci tylko trochę odmienionej. Poznałam kobietę trochę bogatszą, ładniejszą, która zamiast dwójki ma czwórkę dzieci i większy dom oraz ogród. Poza tym jest równie idealna panią domu.
Opowiedzianą o niej historię można bardzo wyraźnie podzielić na trzy części. Pierwsza opisuje pracę Mrs. Brown, pierwszą od kilkudziesięciu lat, w organizacji „żywność dla świata”. Rodzina wyjeżdża na wakacje, a Pani Brown wyprowadza się z własnego domu i korzysta z niespodziewanej oferty pracy jako tłumaczka. To, że praca ta przychodzi jej bez żadnego trudu, stanowi raczej mało wiarygodny fakt. Ale nie to jest na tym etapie książki najważniejsze. O wiele istotniejsze są refleksje na temat roli społecznej i zawodowej kobiety. Bowiem okazuje się, że w pracy Pani Brown sprawdza się świetnie. Głównie dlatego, że pełni tam taka samą rolę, jak w rodzinie: matki- pocieszycielki, kobiety-opoki, słodkiej organizatorki dnia codziennego, zapewniającej zadowolenie i poczucie bezpieczeństwa. Ten motyw będzie przewijał się przez książkę wielokrotnie – kobiety opiekunki, która doskonale sprawdza się w powierzonej jej roli pracownicy sektora usługowego, właśnie ze względu na swoje cechy osobowe, których główną właściwością jest to „ że nie jest w stanie wyłączyć się z roli dostarczyciela niewidocznej manny, pociechy, ciepła zrozumienia”.
Tymczasem jednak w części drugiej książki Kate zaczyna wycofywać się z tej roli. Podczas podróży po Hiszpanii, gdy zaczyna chorować jej kochanek, stara się powstrzymywać od traktowania go jak własnego syna. W końcu opiekę nad nim powierza siostrom zakonnym, a sama ogranicza się do codziennych wizyt. Jednak to, może nie całkiem uświadomione, usiłowanie dokonania zmiany, ma konsekwencje. Kate sam zapada na dziwną chorobę, i musi poddać się opiece innych kobiet, nieodmiennie troskliwych i delikatnych. Podczas długiej niedyspozycji przemianie ulega nie tylko jej ciało, ale i osobowość. Z atrakcyjnej pani domu, zamienia się w wychudłą dziwaczkę, której nie są w stanie rozpoznać jej dawni sąsiedzi i przyjaciele.
Cześć trzecia, to ostatni etap przemian Kate Brown. Tutaj osiąga wreszcie swoja ostateczną postać. Zamieszkuje w wynajętym pokoju mieszkania, które dzieli z młodą dziewczyną Mureen. Obydwie są na życiowym zakręcie i muszą podjąć decyzje, jak dalej kształtować swój los. Ten rozdział książki sprawia największy zawód. Wątpliwości i rozterki obydwu pań są niejasne i czasem wręcz niezrozumiałe. Żadna z nich nie pracuje, zajmują sie głównie dobieraniem ubrań (Mureen ma istny dar wyszukiwania niezwykłych kreacji, w których wyglada zawsze rewelacyjnie) i prowadzeniem dziwnych, enigmatycznych rozmów, z których niewiele wynika. Każda z nich natomiast popada wręcz w histerię na myśl o tym, że w ich życiu mogłoby nie dojść do małżeństwa. Wygląda na to, ze jako nieżonom zagraża im koniec równie smutny, jak pozbawionej wody foce z cyklicznego snu Kate. Bowiem Pani Brown ma powtarzający się sen, w którym próbuje ocalić poranioną fokę. Wędruje niosąc ja na rękach w poszukiwaniu morza, dzięki któremu zwierzę będzie mogło żyć dalej. W końcu udaje się to. Foka odpływa, Pani Brown wraca do swojej rodziny. Z postanowieniem , że „wejdzie do swojego domu z włosami nieułożonymi, ściągniętymi do tyłu i związanymi luźno; z włosami w smugach iż szerokim pasmem siwizny, który zademonstruje wszystkim , jak deklarację swoich zamierzeń”. Mureen obcina włosy i zaczyna podrywać bogatego kolegę, który zagwarantuje jej dostatnie i beztroskie małżeństwo.I na tym koniec książki, opowieści o przemianie i poszukiwaniu siebie. Czy jest to koniec zadowalający? Dla mnie niezupełnie.
Ale po odłożeniu książki pomyślałam sobie , że i tak nie zmarnowałam czasu. Bo Lessing dokonuje wręcz wiwisekcji na „Portrecie kobiety współczesnej”. I dostatecznie często trafia celnie i bezlitośnie. Jak na przykład wtedy, gdy mówi na czym polega jeden z uroków Pani Brown : „zapłaciła za tyle artykułów żywnościowych u tych kochających, życzliwych sklepikarzy, pani Brown, matka czworga konsumentów jedzenia i książek, i artykułów sportowych”.
Producentka nowych kupujących, opoka ładu społecznego, Pani Brown, która przestaje farbować włosy, bo nigdy wcześniej nie mogła zdecydować samodzielnie o sobie.
Pani Brown - Europejka.
mowa o:
Wcześniej widziałam już u ciebie ten wpis ale nie chciałam go czytać z racji że sporo w nim podajesz a wtedy byłam jeszcze przed lekturą.
Poczułam niedosyt jak skończyłam czytać tą powieść.
W pewnym momencie myślałam że pani Brown może nie wróci już do własnego domu a jednak..
Bardzo dobra lektura dająca do myślenia.
Dodaj komentarz