na wschodzie bez zmian
Kiedy dostałam te książkę, nawet się ucieszyłam. Od dawna miałam ochotę poczytać Murakamiego w języku innym niż polski. Chciałam sprawdzić, czy nieudolność stylu wynika z niesprawności tłumacza, czy też autora. Wersja angielska tez okazała się sztywna i formalna, co jednak w języku obcym stanowiło pewien plus: łatwo się czytało tak „podręcznikowo” opisaną historię.
Początek wydał mi się obiecujący także ze względu na to, że bohater powieści jest jedynakiem. Doskonale więc rozumiałam wszystko, co o sobie mówił. Pewna izolacja, brak chęci do współzawodnictwa, unikanie gier zespołowych, przez niewyrobienie sobie odruchów walki w towarzystwie rodzeństwa. Moja reakcja na pytanie „nie jest ci smutno samemu” była identyczna jak Hajime, a chęć przebywania we własnym, czyli dobrym towarzystwie, zamiast wśród rechoczących równolatków, znalazła u mnie doskonałe zrozumienie.
Na tym jednak moje współodczuwanie z bohaterem się kończy. Paradoksalnie największy zawód sprawił mi, nie kiedy łamie serce zakochanej w nim dziewczynie, ale kiedy karnie wstępuje w szeregi społeczeństwa zakładając rodzinę. Sprawdza się stara prawda, ze szczęście jest nudne i na temat powieści rzadko się nadaje. Dlatego Hajimie zaczyna powoli ześlizgiwać się ze ścieżki stateczności. Z utartego szlaku spycha go niepokojąca postać dawnej ukochanej.
Pierwszy raz spotkał się z nią w szkole, wtedy była utykającą nastolatką, odizolowaną jeszcze bardziej jak on, z powodu swojego kalectwa. Teraz przybiera postać kobiety doskonałej: świetnie ubrana, piękna, małomówna i zachęcająca do zwierzeń. Jak można się domyśleć wybucha namiętność, a podczas tej eksplozji ideał spisuje się na medal – po czym taktownie znika.
Książka Murkamiego po raz kolejny pokazuje , jak piękne może być marzenie. I jak dalekie od rzeczywistości. Nie bierze się jednak w niej pod uwagę różnej jakości ludzkich zmyśleń, a fantazje głównego bohatera staja się w końcu sumą rojeń znudzonego pana w średnim wieku. Jego ukochana jest postacią papierową, nieprawdziwą do granicy drwiny, która ciśnie się na usta przy czytaniu opisu jej milczenia, wyglądu, sposobu bycia. Cały Murakami chciałoby się powiedzieć, po zamknięciu ostatniej strony tej historii, z której po raz kolejny nic nie wynika.
Mowa o:
Ja dopiero dwoch Murakamich przeczytalam, wiec jak sie wypowiadam, to zawsze w oparciu o tylko dwie jego ksiazki.
Ale jasne, ze trzeba czytac co innego, ja zawsze przeplatam np. cos iberoamerykanskiego i goracego z czyms skandynawskim np. i zimnym, inaczej byloby monotonnie. A ja lubie roznorodnosc :)
Niedługo kończe "serię z Murkakmim", zostało mi tylko "po zmierzchu". jest wiec szansa, ze przestaniemy sie spierać, bo wezme się za inne lektury ;)
A czy z historii nic nie wynika? Wedlug mnie wynika bardzo duzo, chociazby to, ze na marzeniach trudno zbudowac szczescie, a jednoczesnie bez marzen szczescia nie ma. Ciekawie poruszona jest kwestia zdrady - czy zdrada fizyczna jest tak faktycznie zdrada? Czy zas zaangazowanie emocjonalne?
Nie wszystko jest tu dopowiedziane, bo takie jest zycie: wiele jest ciekawych historyjek, ktorych konca nie znamy, wiele osob znika bez sladu i nigdy nie dowiadujemy sie dlaczego.
Dodaj komentarz