O książce, która jezdziła koleją
Pewna dziewczynka rosła duża, ładna i zdrowa, nie czytając. Książki nie grały w jej życiu żadnej roli, były jej równie obojętne jak mijane po drodze na randki kałuże. Brak oczytania nie przeszkadzał jej w niczym, a dzięki nie marnowaniu czasu na siedzenie z nosem w kartkach miała mnóstwo przyjaciół, i zawsze pięknie wymalowane paznokcie. I nagle, gdy osiągnęła cudowny wiek dwudziestu wiosen, nadeszła przemiana-urocza panna zaczęła czytać! Nie, nie spotkała na drodze swojego życia ambitnego filologa lub natchnionego poety, po prostu rozpoczęła studia. Na uczelni, do której dojazd zajmował nie mniej niż pięć godzin pociągiem. No a cóż można robić w takim miejscu i przez tyle czasu, gdy po trzech-czterech przejazdach zna się na pamięć wszystkie widoki z okna i nadało się imię każdej przytorowej krowie? Jedyne sensowne zajęcie w takiej sytuacji może zapewnić właściwa lektura. Jej odpowiedniość jest przede wszystkim wyznaczona gabarytami-musi się zmieścić do torebki, czyli mały format, miękka okładka i lekka waga to podstawa! A zawartość- no cóż musi być dostatecznie interesująca, aby czytelnik nie przysnął i nie przejechał swojej stacji...Dzięki tak szczególnie przeprowadzonej selekcji dziewczę trafiło na książkę zajmującą, stworzoną przez młodą autorkę obdarzoną wielką wyobraźnią, i umiejętnością składania zdań w sposób tak precyzyjny, jakby była wysokiej klasy jubilerem, używającym słów zamiast kamieni szlachetnych . Dzięki tej pisarce, zamiast w obskurnym przedziale, moja mila znajoma spędziła pięć godzin w tajemniczym zamczysku na odludnej wyspie, gdzie wyrafinowaną grę prowadzi starzec i młoda kobieta. Stawką jest uczucie przepięknej dziewczyny, nieświadomej toczącej wokół niej rozgrywki. Ale wątek sensacyjny to tylko główna oś opowieści, na której oparte są historie o przyjaźni, namiętnościach, książkach ratujących umysł, i złożoności ludzkiej psychiki. To cacko, puzderko, po którego otworzeniu widzimy cudowne sceny i niezwykłe postacie, i zauroczeni mistrzowskim wykonaniem zapominamy całkowicie o bożym świecie, łącznie z tym panem który chrapie nam do ucha i zaraz z braku poduszki złoży głowę na naszym ramieniu. No a stację docelową na szczęście, zapowiedzą z wyprzedzeniem...
Mowa o: Amelie Nothomb „Rtęć”.
Dodaj komentarz