Strzały i niewypały Roku 2008
Jeszcze się snuje zapach wczorajszych sztucznych ogni, więc powracam na chwilę do poprzedniego roku, żeby pokontemplować własne czytelnicze strzały i niewypały Anno Domini 2008. Zacznę od tych drugich, książek, których nie polecałabym do czytania, które mnie zwiodły i zawiodły:
„Cena wody w Finistere" B. Malmsten - miało być uroczo, ciepło i zaściankowo. Tymczasem było głownie nudno. Jakaś paniusia ze Szwecji kupuje grunta na francuskiej prowincji. Od tej pory siedzi przykucnięta nad grządką, grzebie w ziemi i wspomnieniach. Nic nie jest takie fajne jak kiedyś, ogólnie wszystko ją oburza, sentyment ma tylko do swojej rumianej babci, która odeszła dosyć dawno ze świata żywych. Ci, co na nim pozostali, są przedmiotem nieustannych utyskiwań autorki. Sens i radość życia jedynie można odnaleźć zanurzając ręce w kompoście. W co jednak nie do końca uwierzyłam. Bo choć ogrodu nie posiadam, co rok wypełniam skrzynki balkonowe ziemią i wierzcie czy nie, nigdy objawień przy tym żadnych nie miałam, chyba że błędnie odczytuję ból kręgosłupa i czarne obwódki za paznokciami. Po pierwszych stu stronach zrezygnowałam z tej malkontenckiej epopei.
„Ex Libris. Wyznania czytelnika” A. Fadiman – Esej o książkach? Bzdura. To raczej pean ku czci własnej wizji czytelnictwa. Nie dość, że autorka należy do uciążliwego typu kobiet zaczynających każde zdanie zwrotem „Bo Mój Mąż”, to jeszcze oplata androny, które maja być jedynie słuszną lekcją poglądową na temat literatury, książek i domowych bibliotek. Sorry, droga pani, wcale nie uważam, ze Moby Dick jest boski, a układanie książek na pólkach według klucza ma sens. Wyrwanie kartek z książki to nie radośnie emocjonalne podejście do literatury tylko zwykły wandalizm, skrajny egoizm i brak szacunku dla przyszłych czytelników. Zniechęciłam się ostatecznie, gdy autorka wyraziła swój zachwyt metodą swojej koleżanki na kolekcjonowanie owadów. Otóż pani ta polowała na nie z otwartą książką, i gdy stworzonka przysiadały na kartce, gwałtownie zatrzaskiwała tomiszcze. Cóż za fantazja, brrr. Nie miałabym ochoty potem przy czytaniu tej książki odklejać od stron motylich skrzydełek i wyskrobywać słowa zza zakrzepłych owadzich soków. Dlatego zniechęcona pomysłami autorki odstawiłam ExLibirs szybciutko do biblioteki.
„Five quarters of the Orange” J. Harris- To była lektura na mój pierwszy Klub Książki. I tylko dzięki temu przeczytałam ją w całości. Inaczej już po 50 stronach rzuciłabym w kąt tę powiastkę o sielance okupacji ,wrednej córeczce i polowaniu na szczupaki. W życiu nie łowiłam ryb i mam nadzieję, że nigdy nie zostanę do tego zmuszona. Wystarczy, że przebrnęłam przez ten strumień literackiej fikcji w której pławiła się monstrualna wersja złotej rybki.
„Wynurzenie” M. Atwood – po raz kolejny nauczka, żeby nie czytać „autora” tylko „dzieło”. A tak dałam się zagnać w gąszcz kanadyjskiej puszczy, przekonana, że ulubiona pisarka przecież nie wywiedzie mnie na manowce. Tym czasem wywiodła, i to bardzo. I nie przekonała, że powrót do natury i oddanie się instynktom macierzyńskim jest najlepszą drogą do rozwiązania wszelkich problemów.
Na szczęście swoje niezadowolenie z lektury Pani Bovary, „ Natychmiast, mocno, naprawdę"D.Handlera czy „Ani z widzenia, ani ze słyszenia” A.Nothomb opisałam już wcześniej, wiec teraz zaoszczędzę sobie miejsca i słów.
A fajerwerki? Było ich sporo, jeden z najjaśniejszych to „Wieczory cyrkowe” Angeli Carter. Na gwiazdki zasługują także: „Czerwona Sofa", „Szaleństwa Brooklinu", „Pan Norris się przesiada", "Piknik pod Wiszącą Skałą” w kategorii letnich gwiazdozbiorów, „Irlandzka herbatka” w kategorii gwiezdnego pyłu złudzeń i „Pod Huncwotem” w kategorii gwiazdek świątecznych.
Angeli Carter mam tylko "Magiczny sklep z zabawkami", kiedys na pewno przeczytam.
Chihiro: ja tez o "cenie wody w Finistere" słyszałam same dobre rzeczy i dlatego sie na nia skusiłam! tymczasem to ksiazka w stylu "słońca Toskanii", o radosci pracy u podstaw i niegodziwosci swiata poza własnym płotkiem. Zupełnie nie moja bajka i nie rozumiem jakim cudem ta ksiazka zdobyła takie powodzenie. Ani styl ani treść moim zdaniem, tego nie uzsadniaja. a mysłe ze z moich "gwiazd" mogłaby Ci szczegołnie przypaść do gustu "Irlandzka herbatka". A może mi się tylko wydaje?
O "Cenie wody w Finistere" slyszalam same dobre rzeczy i Twoja opinia jest jedyna zla, z jaka sie zetknelam. Malkontenctwa jednak nie lubie, pielegnowanie ogrodka to nie moja bajka, wiec sie jeszcze zastanowie nad ta ksiazka. Innych ksiazek, ktorym dalas negatywne oceny nie czytalam i nie zamierzam czytac. Za to kilka z tych pozytywnie ocenionych na pewno kiedys dopadne :)
Oby w nowym roku tych niewypalow literackich bylo znaczniej mniej (najlepiej - wcale) :)
Chociaż jeden tytuł nie podoba nam się wspólnie ("Natychmiast...").
Pozdrawiam;)
Dodaj komentarz