taka Szkoda
Ta książka może stanowić dowód, że nie tylko papier robi się z drewna, ale i nawet tekst, całe zdania i akapity można stworzyć tak, by przypominały tępo ciosane kołki. I szkoda tylko, ze taką techniką pisarską posłużono się opisując życie jednej z najbarwniejszych postaci artystycznych żyjących u progu minionego stulecia. Skandalistka, emigrantka, kochanka, podróżniczka, malarka, żona i matka, taki koktajl powinien dać mieszankę smakowicie wybuchową. Niestety czy to brak talentu autorki, czy też świadomość, że pisze dla purytańskiego amerykańskiego odbiorcy, coś sprawiło, że lektura wywołuje efekt znudzenia, znużenia i w końcu rezygnacji. Niekończąca się plątanina linii pokrewieństwa i powinowactwa, nikomu nic nie mówiące detale, dywagacje na temat dzieł artystki, których zdjęć nawet nie zamieszczono wśród załączonych ilustracji, z tym musi borykać się czytelnik, pragnący poznać bliżej, tę, podobno kontrowersyjną, artystkę. Nawet najbardziej ekscentryczne etapy jej życia zostają opisane z morderczą dla wszelkiej ekscytacji manierą nobliwej panienki pichcącej doktorat na temat zwyczajów artystów niecywilizowanych. Jako próbka tego swoistego stylu może posłużyć poniższy fragment:
„Chociaż Paryż na początku lat dwudziestych słynął jako miasto bohemy, to zachowanie Tamary przekraczało wszelkie normy. Wydawało się jej, że może mieć wszystko: szacunek, pieniądze, a na boku-zadowolenie seksualne. Przyjechała na Gare du Nord zaledwie przed czterema laty, z talentem malarskim i silna wolą cechującą kobiety w jej rodzinie. Natrafiła na klimat, dzięki któremu w sztuce znalazło się miejsce dla kobiet, czuła też, że i ją wyzwoliła modernistyczna mantra „twórzmy nowe”, która oddziaływała na każdy, trywialny czy głęboki, aspekt życia codziennego.”
Przyznam, że gdy czytam takie kwiatki, mam wielką chętkę zwrócić się do tłumacza i/lub autora o wykładnię dotyczącą definicji „trywialnych i głębokich aspektów życia codziennego”.
Muszę jednak stwierdzić, że udało mi się jakoś wyrąbać ścieżki pomiędzy przeróżnymi chwastami językowymi i chaszczami opisów, i dotarłam do kilku faktów i wniosków, które mogę uznać za znaczące. Jak choćby ten, ze pierwsze małżeństwo Tamary, to z miłości, okazało się katastrofą, a drugie, z przyjaźni, trwałym i pełnym wzajemnego zrozumienia związkiem. Czy ten, że jedynie dzięki stałemu poczuciu braku bezpieczeństwa można mieć bezpieczne życie. Najwazniejszy, to ten, że aby stwierdzic wielkość jej talentu, wystarczy zekrnąć na stworzone przez nią obrazy, a czytanie biografii okazuje się zbędne.
Mowa o : "Tamara Łempicka" Laura Claridge