trochę mi wstyd
Bo właściwie nie powinnam pisać o tej książce. Kłóci się z założeniem, że tutejsze notki mają dotyczyć lektur, o których można powiedzieć „więcej niż pierwsza czytanka”. Bo w tym przypadku jest to o wiele mniej. Autor zdaje się ma ambicje trafić nawet do analfabetów –co z pewnością po części mu się udaje. Krótkie zdania, nieskomplikowane słownictwo, żadnych wykrętasów stylistycznych. Czyta się to łatwiej niż instrukcję użycia pasty do zębów. Niewykluczone, że jest to niedoszły scenariusz przeznaczony dla Lyncha, który jednak w trakcie przeglądania skryptu ziewnął i stwierdził ze już to nakręcił. Kto widział „Inland Empire” i zajrzy na strony książki opisujące śpiącą Eri Asai, jej dziwna wędrówkę w przestrzeni poza i wewnątrz telewizyjnej, bez trudu zobaczy podobieństwo. Okazuje się jednak, ze nawet koszmar może być nudny, a enigmatyczność łatwo pomylić z brakiem wyrazistości- w podwójnym tego słowa znaczeniu. Żeby uwiarygodnić tę opinie poniżej kilka cytatów- z zamieszczonymi w nawiasach uwagami, od których nie mogłam się powstrzymać::
I
- A co robi twój ojciec?
(...)
- Nie bardzo wiem, co robi. Prawdę mówiąc. Ale tak czy inaczej mam graniczące z pewnością przypuszczenia (o rany!), że nie robi nic szczególnie godnego pochwały. A poza tym... zwykle nikomu o tym ni mówię, gdy byłem dzieckiem, przez kilka lat siedział w więzieniu. Krótko mówiac, był typem aspołecznym, przestępcą (chyba raczej trudno o przestępcę, który byłby typem społecznikowskim?). To tez jedna z przyczyn, dla których nie chce mieszkać w domu. Martwi mnie kwestia genów ( tzn fruwają w tym domu razem z kurzem? To drobnoustroje jakieś, te geny???)- (Str 107)
II
- Wcale nie jestem silna. W dzieciństwie nie wierzyłam w siebie, byłam bojaźliwa, dlatego w szkole często mi dokuczano. Bez przerwy mi się to śni. Łatwo stawałam się obiektem drwin (typowy język nastolatki, prawda?). Jeszcze noszę w sobie to uczucie (ughhh).
- Ale starałaś się i z czasem po trochu (jej!) przezwyciężyłaś takie rzeczy, prawda? Te nieprzyjemne wspomnienia tamtego czasu (hmm, chyba przezwycięża się właśnie uczucia, a nie wspomnienia?)- Po trochu- mówi Mari. Kiwa głową-Po trochu. Taka już jestem. Staram się.
- sama się pracowicie starasz. Jak mrówka? (??? Samotne starania cechą gatunkowa mrówki?? czy aby na pewno???)- Uhm.
- Moim zdaniem to wspaniale ze to potrafisz.
- Ze się staram?
- Że potrafisz się starać (czy to naprawdę taka wielka sztuka?)
(Str 167)
I tak dalej. Kto chce, może spróbować przepisać te dialogi w języku bardziej poczytnym, czyli współczesnym. Inna zabawa z ta książką może polegać na wyłuskaniu jak największej ilości takich „perełek”. Zresztą „wyłuskiwanie” jest tu złym słowem-one się po prostu wysypują ze stron przy każdym ruchu kartek. Ja natomiast mam graniczące z pewnością przypuszczenia, że nawet po tych paru akapitach mniej więcej widać, na czym ta proza polega. Myślę, ze to byłoby tyle o panu M. Który się potrafi tylko starać.
Nie warto: