Po Murakamim Japonia, jak powidok czerwonej kropki, migała mi w planach na dalsze czytanie. Dlatego nie miałam innego wyjścia, jak sięgnąć po te książkę. Niezupełnie pamiętnik z podróży, raczej notatnik - wyklejanka wspomnień i spostrzeżeń, pewnej pani, która miała szczęście znaleźć się tam na stypendium naukowym. Przeczytanie efektów jej podróży też można zaliczyć do szczęśliwych trafów, bowiem autorka-kulturoznawca, pisze wnikliwie, wartko i bez uprzedzeń do „obcych”, za to z wielka chęcią zrozumienia. Od czasu do czasu swoje słowa wspiera cytatem czy przytoczeniem znawcy, co jednak czynione jest delikatnie i nie daje efektu naukowej suchości w czytaniu. Sporo w tej książce dowodów na to, że autorka jest więcej niż bystrym obserwatorem i nieźle udało jej się wniknąć w kulturę tubylców. Opisuje nie tylko typowe potrawy czy stroje, ale naprzykład odmienności języka japońskiego dla pan i dla panów. Tłumaczy, dlaczego łagodni i uprzejmi Japończycy rozkoszują sie krwawymi mangha, i podpowiada, że nie należy krzyczeć, kiedy w tokijskim metrze usiadzie sie koło nobliwego pana, w skupieniu oglądajcego obrazki przedstawiajace gwałt na nieletniej.
W miare czytania rośnie fascynacja tym niezwykłym krajem, gdzie nad buddyjskimi światyniami wisi "złota kupa" Starcka, a najbardziej pożądane kobiety to takie, które kobietami właściwie nie są. Poznajemy esencje słowa "kawai" (czyli fajniutki) i japońskiego romansu, tajemnice wodnych dzieci i uroki święta kwitnącej wiśni.
Sama ksiązka jest wiecej niz "kawai", bo choć nie nadaje sie do czytania jednym tchem, można ją sobie rozkładać
i tasować dowolnie, za każdym razem odnajdując radość w poznawaniu kompletnie nieznanego lądu.
mowa o: