Najlepsza wakacyjna
Pamiętacie „czekoladę” z uroczą Vianne, owianą oparami kakao i czarów? Cudowne pomadki i trufle, słodkie zapachy dzieciństwa i odrobina nieoczekiwanego- czy może być smakowitsza mieszanka? Nic dziwnego, że na możliwość dokładki oblizałam się gwałtownie i łapczywie. Przygotowawszy sobie na urlop taką porcję łakoci z rozkoszą rozciągnęłam się na leżaku i zabrałam się za czytanie. Troszkę bałam się posmaku odgrzewania, ale okazało się, że niesłusznie.
Bo choć Vianne złożyła czarom wypowiedzenie, to zaczyna się nimi zajmować wiele innych osób, a kręcąca się przy jej rodzinie przyjaciółka skutecznie miesza nie tylko w garnuszkach z czekoladą. Okazuje się nagle, że nawet czarownice mają problemy wychowawcze i pragną ustatkowania. Cóż może być bardziej kojącego od świadomości, że jest się takim jak inny? A może właśnie zgoda na własną odmienność, ba, nawet odwaga jej manifestowania?
W miarę czytania okazuje się ze mamy do czynienia tylko ze współczesną bajką, ale także z przypowiastką o wyborach, tolerancji i dorastaniu. O tym, ze może niewarto rezygnować z siebie na rzecz ogólnej akceptacji czy tzw „normalności”. Próbować stłamsić swojej wewnętrznej czarownicy.
Żeby dojść do takiego wniosku, Vianne musi zaręczyć się z zasobnym mieszczuchem
i spotkać dziwnie przypominająca dawną ją kobietę. Musi odkurzyć stare formy na czekoladę, wypolerować płytę kuchenną, ułożyć znowu Tarota. I podjąć decyzję.
Więcej nic nie powiem, idę ćwiczyć znak „zgiń przepadnij”, bo w poniedziałek w pracy na pewno bardzo się przyda...
polecam: