wichrowe
"... twierdzi,że sztuka czytania powoli zamiera, że jest to intymny rytuał, że książka jest lustrem i możemy w niej znależć tylko to, co już nosimy w sobie, że w czytanie wkładamy umyśł i duszę, te zaś należą, do dóbr coraz rzadszych" C.L. Zafon "Cień Wiatru"
Książka po której stronach faktycznie hula wicher-historii. Tytułowy cień zaś ma początek u stóp generalissimusa Franco i kładzie się strachem na zawsze pięknej Barcelonie. W korytarzykach jej ulic tkwią "przetrwańcy", opatuleni w prywatne smutki usiłują przetrzymać niepewny czas. Do nich należy dwunastoletni Daniel-narrator i jego ojciec. Oni tęsknią za matka chłopca, natomiast niemal każda z postaci w tej książce nosi przy sobie jakiś rodzaj rozpaczy, co łączy się w jedno wielkie poczucie tragizmu. Podszytego zresztą mocno romantyzmem.
Bo te pięćset stron całkiem żywej literatury jest kolejnym dowodem, że duch sióstr Bronte przetrwał millennium i nieźle sobie radzi wśród gadżetów współczesności. Świadczy o tym wielka poczytność utworu Zafona. I choć czasami trochę mnie drażnił ton powieści, te wszystkie zapętlenia rodzinno-sercowe, których zresztą rozwikłania domyślałam się grubo na przód, to przyznaję że przeczytałam jednym tchem. I książka zrobiła na mnie lepsze wrażenie, niż pokrewna jej gatunkowo „trzynasta opowieść”. Znalazłam też pewne podobieństwo jednej z postaci do kogoś opisywanego w „Mieście Śniących Książek”- kto czytał, pewnie się domyśli, a kto chce wiedzieć, powinien przeczytać obie książki. Które na nadchodzące jesienne wieczory będą świetną rozrywką.
mowa o: