Antyfeminista
Uf, puf, przeczytałam, łącznie z kawałkiem wstępu. I chciałabym wiedzieć, za co ten Flaubert tak nienawidził kobiet. Opisuje Biedną Bovary jak rasowe zwierzątko, które jednakże nieco się ‘zborsuczyło” . Śliczna jak króliczek, ale sama trawka jakoś do życia jej nie wystarcza. I zamienia się w szaraka bez piątej klepki, który goni licho wie za czym. Emma się nudzi, Emma marudzi, Emma chce więcej niż tylko męża-a to już grzech śmiertelny. Żeby nie było wątpliwości, autor skazuje ją na straszne konanie, a skutki jej lekkomyślności maja daleko idące konsekwencje dla całej rodziny.
Wkurzała mnie ta książka, i nie raz pomyślałam sobie, że jeśli życie Emmy było choć w połowie tak nudne, jak jego opis, to dziwię się, że tak późno sięgnęła po truciznę. Było to jednak moje jedyne współodczuwanie z Emmą. Nie podobało mi się ze zamiast kobiety nowoczesnej, która chce sięgnąć tam, gdzie dotychczas żadna z jej współczesnych się nie wazyła, Flaubert serwuje nam małą histeryczkę. Która może i ma potrzeby wyższe, ale jej naiwność i rozbuchane przez marne romansidła pragnienia, każą jej szukać ich zaspokojenia w sposób mocno trywialny. Flaubert chce najwidoczniej dowieść, że kobieta może wykazać się mądrością jedynie godząc sie ze swym losem i ciesząc się,że dał jej męza. A już większej głupoty niż danie żonie plenipotencji do rozporządzania majątkiem nie można zrobić-wszystkie nieszczęścia Bovarych maja swój początek w podpisaniu przez Karola upoważnienia dla Emmy. Nic dziwnego, że zamykając książkę poczułam podwójną ulgę-że już wreszcie skończyłam czytać i że nie żyje w czasach Pani B.
Mowa o: