Summer time
No to do dzieła! Czas wreszcie zacząć opis lektur podpalmowych. Pierwsza pójdzie do obróbki książka, przy której czytaniu upał był jak najbardziej pożądanym towarzyszem. Poza tym bardzo chciało mi się przy niej arbuza. Może ze względu na egzotykę opisywanych miejsc, może przez słodkie i barwne wspomnienia , które ja wypełniają, może przez opis krwawych losów większości bohaterów. Chociaż głównym bohaterem jest tu właściwie miasto-powojenny Taszkient. Nie da się zaprzeczyć, ze pełni rolę o wiele ważniejszą niż zwykłe miejsce akcji. Mamy oczywiście kilka głównych postaci, ale są one tak silnie związane z miastem, że wręcz z nim tożsame. Podobnie jak ono są nieprzewidywalne, okrutne, pełne życia. Niestety nie tylko miejsce ale i czasy-epoka stalinowska – gra istotną rolę w ich życiu.
Sama książka zaczyna się od cytatu śpiewanego w szkole hymnu pochwalnego na cześć Lenina, dalej każdy z losów opisanych w książce jest mocno i boleśnie pokręcony. Nie jest to jednak książka tylko o cierpieniu, to przede wszystkim próba odmalowani portretu miejsca, próba czyniona na wiele sposobów: przez cytowanie wspomnień jego byłych mieszkańców, przez opis refleksji autorki i najbardziej dosłownie, przez opis obrazów Wiery, malarki urodzonej i wychowanej w Taszkiencie. Lekko porwana akcja, wielowątkowość, dodają całości wrażenie ruchu, rozedrgania. Autorka prowadzi czytelnika przez Taszkient drogami nieco szalonymi, niebezpiecznymi, tuz przy krawędzi sentymentalizmu. Niestety, już przy samym końca noga, a właściwie pióro nieco jej się omskło i mocno tym sentymentalizmem chlapnęło. Co nie oznacza, ze książki czytać nie warto. Nie sposób bowiem zaprzeczyć, że stanowi doskonała lekturę na ciepłe, wakacyjne dni.
Mowa o: