pociągi
Pana Norris'a poznajemy, kiedy nieudolnie gramoli się do pociągu na trasie międzynarodowej. Wyraźnie zdenerwowany, starszy pan budzi zainteresowanie i sympatię współtowarzysza podróży, którym jest narrator książki. Będzie on przyglądał się panu Norrisowi z ciekawością przez dłuższy czas, tak jak pasażer przygląda się krajobrazom mijanym po drodze. W pewnym momencie pasażer wysiada do tej, dotychczas
oddzielonej oknem, rzeczywistości. Tak samo autor powieści w pewnej chwili z widza stanie się uczestnikiem życia pana Norrisa, z wszelkimi tego kroku konsekwencjami.
Ta książka to mniej historia, a bardziej studium postaci, człowieka zagadkowego, o którym ciężko powiedzieć, czy jest drobnym oszustem, wytrawnym uwodzicielem, czy zwykłym bon vivantem. Jedno jest pewne- nie jest postacią nudną, a jego barwność świetnie oddaje wartka narracja i giętkość słów powieści.
Oprócz portretu osoby mamy tu także portret miasta, Berlina okresu międzywojennego, w czasie, gdy kiełkował w nim faszyzm i powoli zmieniał swoje oblicze sympatycznego hulaki w ponurego brutala. Można by się nawet pokusić o znalezienie pewnej paraleli pomiędzy zmianami, jakie zachodzą w charakterze miasta i tytułowego bohatera. Obydwie
postacie "brzydną" w miarę czytania, a spod eleganckiego płaszczyka tajemniczości zaczynają być coraz częściej widoczne znamiona patologii. Osoby takie jak pan Norris niewątpliwie spotka w życiu każdy z nas. Sztuka polega na tym, by umieć się nimi zachwycić bez angażowania, by nie przekroczyć cienkiej linii, która dzieli fascynację od ogłupienia. Jak doszukać się tej granicy? O to zapytajcie autora tej książki: