u brzegu
W słowach tej książki pływa wieloryb. Mruga do czytelnika mrucząc, że to on uratował Jonasza. Oczywiście wieloryb zmieścił się w rzece Nil tylko dzięki wizjom Anisa, urzędnika, pykającego fajkę wodna wypełniona haszyszem. Na co dzień pracownik ministerstwa, Anis zajmuje się między innymi pisaniem raportów i podsumowań. A, że nie korzysta z komputera tylko z wiecznego pióra, zdarza mu się rzecz nadzwyczajna-oddaje szefowi plik kartek spisanych przez pióro z wyczerpanym atramentem. To pierwszy absurd , który napotyka czytelnik zaledwie na trzeciej stronie książki.
Cała powieść to uczta omamień, którą co wieczór urządza sobie grupa przyjaciół na przycumowanej do brzegu Nilu barce. Snują swoje wizje, przez które przemykają się Antoniusz i Klepoatra, Neron. Są też mamelucy, gwiazdy, miłość, lwy i jaszczurki -zestaw rekwizytów pobranych z klechd sezamowych czy przygód Sindbada Żeglarza. Nad dostawą towaru i porządkiem czuwa olbrzymi starzec, Amm Abduch, który jak Dżin z Lampy Alladyna zjawia się zawsze na żądanie i spełnia życzenia zgromadzonych.
Abstrakcja, absolut, absurd i aberracja, słowa zaczynające się od pierwszej litery alfabetu, to od nich rozpoczyna się cała historia . W pewnym momencie na barkę ukołysanych haszyszem przyjaciół wkracza moda dziennikarka, zwolenniczka racjonalizmu, pragmatyzmu, powagi. Dzięki wprowadzeniu w akcję tej postaci oraz nadaniu wydarzeniom dramatycznego biegu, autor doprowadza do konformacji i dyskusji tych dwóch postaw. Dyskusji , niezakończonej jednoznacznie.
Może kogoś taki koniec książki rozczaruje, mnie natomiast dostarczył oddechu ulgi. Bo nie chciałam , żeby okazało się, że mam do czynienia ze zwykłym moralitetem. Nie po to czytałam dziwnie brzmiące dialogi bohaterów, nie po to gubiłam się w ich myślach i przywidzeniach. Jednak powieść układa się jak staroświecki ale piękny jedwabny szal - płynnie i nieoczekiwanie wyślizgując się z przybrania jednego kształtu. Na szczęście.
Mowa o: