„Są rzeczy, które wystarczy raz pomyśleć, żeby już nigdy nie móc ich zapomnieć”
"O psychiatrach, psychologach i innych psycholach", Rodrigo Munoz Avia
Rodrigo jest całkiem zadowolonym z życia ojcem rodziny, pracownikiem firmy produkującej windy, posiadaczem dziwacznego kota, który się co prawda nie uśmiecha, ale za to szczeka. I pewnie wiódłby niczym niezmąconą egzystencje, gdyby nie szwagier psychiatra, Ernesto, mocno działający mu na nerwy członek rodziny. Pewnego dnia Ernesto zjawia się na wspólnej imprezie, nosząc marynarkę z wyjątkowo ohydnymi guzikami. I tu zaczyna się cała historia. Rodrigo mdleje z obrzydzenia szwagier klepie go po plecach i zaprasza a wizytę u siebie w gabinecie. Po rozmowie z „chorym” Ernesto stawia druzgocącą diagnozę , Rodrigo zaczyna maraton po poradniach zdrowia psychicznego. Który kończy się na depresji, dysleksji i parafrazji (przestawianie liter w wyrazie). Czy uda mu się z tego wyjść? Istotniejszym pytaniem jest raczej to, jak uda mu się z tego wyjść...
Na pewno nie za pomocą fachowców, których autor opisuje ze swadą i ogromną złośliwością. Czytając, na przemian uśmiechałam się i potakiwałam ze zrozumieniem. Przypomniałam sobie jedna niepozbieraną koleżankę-psycholożke i druga, bardzo zakompleksioną studentkę tegoż kierunku.
Powszechne jest skądinąd przekonanie, że na psychologię idą osoby, które przede wszystkim chcą pomoc sobie. Rodrigo wydaje się być również wyznawcą tej tezy. Ba , posuwa ją dalej do twierdzenia, ze psychologowie być może pomagają nam uświadomić sobie lęki, tyle że nie nasze własne, a te, które gnębią posiadacza gabinetu z kozetką. Zaczynamy wiec zastanawiać się, czy zdawanie sobie sprawy z obaw i strachów jest najlepszym sposobem ich zwalczania? A może całkiem niedawno wytworzone mechanizmy obronne, polegające na ich zagłuszaniu, zdają znaczeni lepiej egzamin? I jak wielu z nas mogłoby się podpisać pod poniższym wyznaniem: :
„Przyznaję, ze przeraża mnie pusta przestrzeń i niezagospodarowany czas. Praca to genialny wynalazek, który zajmuje nam pięć z siedmiu dni tygodnia. Wypełnić dwa dni weekendu to trudne zadanie. Panicznie boję się bezrobocia i emerytury. Mam też syndrom, trupa, samego w małej przestrzeni, oddalonego od ukochanych osób i przedmiotów, wyzbyty wszystkiego jak buddysta. Znacznie lepiej niż buddystów rozumiem faraonów, wysłanych w wieczność w otoczeniu ulubionej biżuterii, zastawy stołowej, służby i rodziny.”
str 11 w "O psychiatrach, psychologach i innych psycholach", Rodrigo Munoz Avia
Polecam. Dla znudzonych, zmartwionych lub zasmuconych. I dla takich, którzy jak ja, potrzebują usprawiedliwienia na zakup trzydziestej siódmej pary butów. To nie lekkomyślność, a skuteczny zabieg leczniczy – na cierpienia duszy i umysłu;-)
Mowa o: